Moja babcia Iza

W związku z niedawną rocznicą śmierci wieloletniej i nieodżałowanej nauczycielki naszej
szkoły – IZABELI PASZKOWSKIEJ prezentujemy opowiadanie Karoliny
Purzyńskiej z klasy 6b nagrodzone w Powiatowym Konkursie „Warto być przyzwoitym”
pod patronatem senatora RP Zygmunta Frankiewicza.

Moja Babcia Iza…


W dniu, w którym moja pani polonistka wspomniała o tym, że odbywa się konkurs literacki związany ze słowami Władysława Bartoszewskiego „Warto być przyzwoitym”, od razu na myśl przyszła mi moja najukochańsza babcia… Izabela Paszkowska pracowała w szkole, do której uczęszczam obecnie, kilkadziesiąt lat. Była mamą czwórki dzieci, w tym mojej mamy, a ja, moja siostra i kuzyni uwielbialiśmy ją. Była dość niska, miała krótkie, siwe włosy i kochała się z nami bawić. Miałam wtedy około sześciu lat… Pamiętam, jak z kuzynami i babcią pojechaliśmy na Czechowice, nad jeziorko niedaleko Gliwic. Był piękny słoneczny dzień. Pogoda dopisywała od dawna. Po świetnej zabawie w wodzie poszliśmy wszyscy razem spacerować po pięknym lesie. Było tak zielono, że prawie wirowało mi w głowie. Znaleźliśmy niewielką górkę. Była dosyć stroma. Patrzyłam na nią oczyma sześciolatki i jedno, co miałam w głowie, to obawę przed jej wielkością. Czy zdołam ją pokonać?! – myślałam uporczywie. I właśnie wtedy babcia zasugerowała, by zostawić w pobliżu nasze rzeczy i spróbować wspiąć się na sama górę. Patrzyłam i pomyślałam, że mogę stoczyć się ze szczytu   dół. Babcia spojrzała na nas tak, jak tylko ona potrafiła. Zawsze wzrokiem dodawała otuchy. Powiedziała, że nie należy się poddawać. W międzyczasie opowiadała nam niesamowite historie o polskich himalaistach, o latach 70-tych, gdzie Polacy zdobywali najwyższe szczyty gór. Słuchaliśmy o pionierskiej Wandzie, o niezłomnym Kukuczce, wrażliwym Kurtyce. Po takich słowach nabrałam pewności siebie. Szłam powoli, chwytając się gęstej trawy. Kiedy byłam na górze, rozglądałam się z zadowoleniem. Widziałam babcię, która wydawała się mała i zasłaniała ręką promienie słońca. Okazało się, że każdy z nas czuł to samo. Górkę postanowiliśmy nazwać K2. Od tamtej pory było to nasze ulubione miejsce zabaw, a pasja do gór została w nas do dnia dzisiejszego. Jednak chyba ważniejsza była chęć  zdobywania nowych rzeczy, odwaga, aby nie poddawać się…Kiedy myślę o niej, wiem, że babcia była niesamowicie pomocna dla wszystkich ludzi, którzy byli w jej otoczeniu. Z całkowitą bezinteresownością pomagała potrzebującym, a na dodatek dawała porady wokół. Z pewnością była najbardziej przyzwoitym człowiekiem, jakiego znałam. W rodzinie krąży historia, jak raz zapukała do drzwi proboszcza z naszej parafii.  Ksiądz po latach opowiadał, że jak otworzył  drzwi i zobaczył kobietę z czworgiem dzieci, w tym jedno na rękach, drugie w wózku, a dwoje stało obok, pomyślał, że przyszła kolejna kobieta w latach 80-tych prosić o pomoc. Odezwał się wtedy:- Przepraszam, ale nie mogę pani w niczym pomóc.- Ale ja  nie przyszłam prosić o pomoc – rzekła kobieta.- Jak to? – zapytał.- To ja przyszłam pomóc księdzu. Może mogłabym przysłużyć się w organizowaniu mszy dla dzieci? – odpowiedziała- Jasne, bardzo dziękuję – zgodził się szybko. I tak babcia nawiązała długoletnią współpracę z Parafią, organizując obozy dla dzieci – letnie i zimowe. Służyła pomocą także tym, których nie było na takie wyjazdy stać. Pamiętam też, jak zachorowała na nieuleczalny wtedy nowotwór. Do babci przyszedł lekarz z gliwickiego hospicjum i okazało się, że moja babcia uczyła języka polskiego także i jego dzieci.-  Co się dzieje? Co pani dolega? – zapytał wówczas lekarz.- O mnie za chwilę, wszystko panu doktorowi opowiem, ale dla mnie jest ważniejsze, co słychać u pana dzieci? Po tych słowach lekarz nie umiał wyjść z podziwu, że gdy ktoś choruje na śmiertelną chorobę, potrafi przejmować się bardziej innymi niż sobą. W zamian otoczył ją niesamowitą opieką do końca jej dni. Babcia Iza do każdej spotkanej osoby podchodziła bardzo indywidulanie, a moja mama wspomina, że drzwi domku, w którym mieszkali, nigdy nie były zamknięte. Była osobą, która nigdy nie komentowała ludzkich zachowań, ale zawsze potrafiła umiejętnie słuchać i tak pokierować rozmowę, by osoba sama doszła do cennych wniosków. Gdy babcia zmarła, n  pogrzebie nigdy nie widziałam tylu ludzi. Każdy chciał przyjść, przynieść kwiatka i oddać hołd – Niesamowitej, nie tylko Nauczycielce, ale i Człowiekowi. Tak skromnemu i pomocnemu. Uważam, że słowa Władysława Bartoszewskiego ,,Warto być przyzwoitym’’ idealnie pasują do Babci Izy. A ja jestem z niej niesamowicie dumna. Z rozrzewnieniem wspominam ją i jestem wdzięczna za to, że choć na krótko byłyśmy razem. Niestety, znacznie za krótko. Wiele jej zawdzięczam. Udało się jej zarazić mnie pasją do języka polskiego i do bycia przyzwoitą osobą. I do dziś widzę ją, malutką, podnoszącą rękę w przyjaznym geście, uśmiechającą się skromnie, ze szczytu naszego K2.

Karolina Purzyńska kl. 6b